Mało która kwestia w wychowaniu młodych ludzi rozbudza tyle emocji i jest z punktu widzenia pedagogiki równie kontrowersyjna, jak pytanie, czy młodzi ludzie mają prawo do szczęścia w akcie płciowym. Dawniej takie stosunki odbywające się przed zawarciem małżeństwa ogólnie z założenia uchodziły za niemoralne i grzeszne, dlatego też usiłowano im zapobiec wszelkimi środkami. Jednym z nich był strach przed niepożądanym poczęciem i ciążą lub obawa przed chorobami wenerycznymi. Wychowanie seksualne – przede wszystkim dziewcząt – ograniczało się więc zasadniczo do budzenia poczucia strachu, z zamiarem ustrzeżenia ich przed przedwczesnymi kontaktami z młodymi mężczyznami. Wprawdzie obawa przed zarażeniem nie została też i dzisiaj zlikwidowana, a wręcz nasiliła się wskutek groźby AIDS, ale silniej odczuwany lęk przed niepożądanym poczęciem został w znacznym stopniu przezwyciężony dzięki możliwościom zapobiegania, a zwłaszcza «pigułce». W znacznym zakresie wskutek tego znikł dominujący, jeśli nawet nie szczególnie wartościowy motyw przemawiający przeciw podejmowaniu stosunków seksualnych we wczesnej młodości. Nie można już dziś argumentować, że za wszelką cenę należy unikać stosunków seksualnych, gdyż rujnują one życie dziewczynie i wtrącają przez to w sposób nieodpowiedzialny niewinną trzecią istotę – oczekiwane dziecko – w niepewną i niebezpieczną egzystencję. Trzeba ten problem raczej oceniać w sposób zróżnicowany i rozważać bardzo ostrożnie.