Zgłaszane zastrzeżenia co do możliwości pełnienia przez nauczycieli funkcji faktycznych przywódców odnoszą się w pierwszym rzędzie do tych nauczycieli, u których wyraźnie dominuje autokratyczny styl kierowania klasą. Nauczyciele ci pogłębiają stale dystans społeczny, jaki dzieli ich z uczniami i tak już znaczny wskutek różnicy wieku i zajmowanego stanowiska w hierarchii władzy szkolnej. Sami decydują wszystkich sprawach klasy, które związane są z jej formalnym nurtem życia. Nie radząc się w niczym uczniów i odmawiając im prawa do wyrażania własnych opinii w mniej lub bardziej węzłowych problemach klasy* usiłuje podporządkować ich sobie tak, aby bez żadnego sprzeciwu i dyskusji wykonywali wszelkie dawane im polecenia. W ten sposób zamiast przybliżać uczniów do siebie, łamiąc szkodliwy z wychowawczego punktu widzenia przedział między formalną i nieformalną strukturą klasy coraz bardziej wyobcowuje się w klasie. Nic więc dziwnego, że klasa „odgradza się” od takich nauczycieli zrobi wszystko, aby nie wprowadzić ich do kręgu własnych, wewnętrznych spraw klasowych. Wskutek pogłębiającego się dystansu między autokratycznym nauczycielem a klasą niemożliwe jest oddziaływanie na nią w sposób bardziej skuteczny. W takim przypadku wychowawcze wpływy nauczyciela obejmują jedynie rzec by można sferę czysto zewnętrznych zachowań uczniów. Stąd też nie ma on nigdy pewności, jak dalece ukształtował u uczniów określone opinie, przekonania, postawy i w ogóle to, co składa się na pojęcie „osobowości”. Klasa, pozostająca pod wpływem li tylko formalnego przywódcy, jakim jest ów przysłowiowy autokrata, wcześniej lub później i tak „wyłania się” spod jego oddziaływań. Czyni tak często w najmniej oczekiwanym przez niego momencie, co przynosi mu podwójny zawód. Aby temu zapobiec należałoby stosunkowo wcześniej wycofać się z roli formalnego przywództwa na rzecz przywództwa nieformalnego.