Odejść od matki

Gdy dziecko umie już kochać, to znaczy nie tylko oczekiwać miłości od innych, ale aktywnie działać dla ich dobra, może już odejść od matki. Może zwrócić się do innych ludzi, kompetentnych w określonych sprawach, jak zrobił dwunastoletni Jezus w świątyni rozmawiając z uczonymi o sprawach Bożych, wejść odważnie już w swoje własne życiowe sprawy, «opuścić ojca i matkę», by połączyć się ze współmałżonkiem. Matka, która nie chciałaby do tego dopuścić, byłaby jak kobieta nie chcąca urodzić dziecka po dziewięciu miesiącach ciąży. Matki nie rodziły nas dla siebie, ale po to, żebyśmy mogli od nich odejść. W porządku obiektywnym rola matki coraz bardziej maleje. Tylko ona może nas urodzić fizycznie; w sensie psychicznym wydaje nas na świat już nie sama. W wieku dojrzałym człowiek powinien być całkiem samodzielny. W porządku subiektywnym jest akurat odwrotnie. Nie uświadamiamy sobie matki w życiu płodowym; w dzieciństwie – choć matkę kochamy – nie rozumiemy jeszcze, czym jest dla nas naprawdę. Dopiero w wieku dojrzałym potrafimy to pojąć. To ona służyła nam swoim ciałem, swoją pracą i swoją miłością, nie po to, by nas dla siebie zatrzymać, ale żebyśmy mogli od niej odejść. I teraz, kiedy jako ludzie dorośli już jesteśmy «dla innych» – dla współmałżonka, dla dzieci, dla zakładu pracy, kiedy to my dajemy, jesteśmy zobowiązani, służymy, opiekujemy się – ktoś jest dla nas. Matka, choćby była niedołężna, jest osobą, którą mamy dla siebie – bez żadnych warunków, niezależnie od tego, czy jesteśmy ładni, zdrowi i eleganccy, czy odnosimy sukcesy, czy nic się nam nie wiedzie, czy jesteśmy dobrzy, a nawet czy pamiętamy zawsze wierna i kochająca. Teraz matka jest nam najpotrzebniejsza, bo dzięki niej możemy jeszcze choć czasem być jak dzieci bezbronni w swym odsłonięciu, a jednak bezpieczni.